Piękny, szlachetny, wyjątkowy i dopracowany w najmniejszych detalach
Tak właśnie można opisać najnowsze perfumy Clive Christian L Red Tea Vetiver. To zapach, który w kategorii wetiwerowej błyszczy najjaśniej, jak to jest tylko możliwe. Rozpoczyna się nutą rumu podanego obok świeżych cytrusów i słodkiego, drzewnego wetiweru. Akcent rumu jest na tyle sugestywny, że odgadniemy go bez czytania spisu nut. Przynajmniej ja miałem tak, że po pierwszej aplikacji w ciągu kilku sekund poczułem właśnie rum (choć z pewnymi elementami whisky) i cytrusy (obok wetiweru i herbaty). Te cztery elementy wyznaczają ramy kompozycji i tworzą arcyciekawą przestrzeń.
Warto zaznaczyć, że rum w L Red Tea Vetiver nie jest jednak pierwszoplanowy. Nie jest też dominujący. To wyraźny akcent, ale drugiego planu. Dodaje on pozornie oklepanym nutom głębi. No bo powiedzmy sobie szczerze – perfum wetiwerowych i herbacianych było od groma. Co więcej, zapach ten odbieram całościowo jako świeży i elegancki, wyraźnie męski – tak jak np. Terre d’Hermes. Nie mówię, że one są podobne, ale chodzi o klimat kompozycji.
Wetiwer złożony jest bardzo interesująco. Trochę przypomina Chanel Sycomore. Nie ma wyolbrzymionych wątków dymnych, spalonych, ani też piaskowych i słonych. Tutaj jest zielono, słodko, nieco drzewnie i tak „przyjaźnie”. Wetiwer nie jest ostry, a bardziej przyjemny i komfortowy. Jeśli jednak rozpatrywalibyśmy te perfumy jako całość, to wówczas delikatny dymny akcent pojawia się za sprawą rumu. Przyszło na myśl, że to pirat, który postanowił zostać biznesmenem i założył drogi, idealnie skrojony garnitur. A resztki rumu krążą w jego krwi.
Powinienem też powiedzieć, że L Red Tea Vetiver to zapach herbaciany. I taki jest, ale to bardzo duże uproszenie. Wydaje mi się bowiem, że cała herbacianość została wyrażona przez wetiwer. To na pewno nie jest prosta i dosłowna herbata. Jest zielona, drzewna, nieco słodka, ale też z tą delikatną smużką dymu. Do tego jest ściśle spleciona z wetiwerem.
Co ważne, w spisie nut znajdziemy np. syntetyczne białe piżmo – Helvetolide oraz Cashmeran, molekułę imitującą drewno kaszmirowe. Zakładam, że tych chemicznych związków jest więcej, ale znacznie ma tylko fakt, jak je użyto. W tym przypadku jest to idealny balans. Składniki syntetyczne są niezauważalne i genialnie podkreślają wetiwer z herbatą i rumem. Nawet po 8-9 godzinach zapach wciąż pachnie dobrze. Logicznie. Jest dalej wetiwerowo-herbaciany, ale z drzewną, sucho-deskową nutą. Utrzymanie takiej jakości w bazie to wielkie osiągnięcie.
Opinia końcowa o perfumach Clive Christian L Red Tea Vetiver
Jakość tej kompozycji powala na kolana. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych wetiwerowców, jakie wąchałem w swoim życiu.
Bardzo ciekawie wyglądałaby analiza tych perfum pod kątem chemiczno-technicznym. Nie znam pełnej formuły, ale mogę pobawić się w przypuszczenia…
Producent deklaruje, że to ekstrakt perfum o stężeniu 20%. Nie jest to szumne 50% (jak np. w Amouage Purpose 50) czy nawet 25% (znane stężenie innych perfum tej marki). To z kolei mogło pozwolić na stworzenie kompozycji o niesamowitej jakości. Gdyby producent chciał zwiększyć stężenie, np. do 25%, to musiałoby to się odbyć prawdopodobnie ze spadkiem jakości finalnego produktu (aby spełnić wymogi dotyczące maksymalnych stężeń i in.). Podkreślam, że to luźne rozważania, bo nie znam pełnej receptury.