Jeśli ktoś lubi klasyczną wersję (Valaya Eau de Parfum), to nowa ma szansę spodobać się mu równie mocno.
Początkowe fazy Parfums de Marly Valaya Exclusif są bardzo piękne. Wzbogacono je o akcenty migdałowego, niesłodkiego pudru z cieniem aldehydów. Jest tam nawet akord balsamu do ciała i bezzapachowych kosmetyków (tak, one mają swój zapach wbrew nazwie). Momentami kompozycja kojarzy się z płomieniem zapalniczki. Jest ciepła. Przypomina rozgrzany metal. W tle miga nuta kserokopiarki. Wszystko to jednak zmieszano z niebywałą klasą i wyczuciem. Kremowe akcenty w takiej formie to detal godny pochwały i wyróżnienia.
Powiedzmy sobie też jasno, że Valaya Exclusif cały czas prezentuje klasyczne nuty Valaya Eau de Parfum. Elementy klasyka odnajdziemy bez najmniejszego problemu. Tutaj mamy po prostu nałożony filtr kremowości, kosmetyczności i pudrowości w drogim wydaniu. Na pewno jest tu mniej cytrusów i mniej agresywnej świeżości w stylu proszku do prania czy detergentu. Wersja Exclusif ciąży ku nutom kojącym, kremowym, mleczno-orzechowym. Mniej jest też w niej drzewności Akigalawood.
Kiedy wydawać by się mogło, że wszystko idzie świetnie, to w bazie troszeczkę obraz zostaje zakłócony. Już pierwowzór miał wątki kosmetyczne, ale w nowej miksturze poszło to nieco w złą stronę. To znaczy, że odrobinę zbyt mocno czuć tam tanią pudrowość czy syntetyczne drewienka. Poziom szlachetności nie dorównuje początkowym fazom. Jasno podkreślę, że nie są to wady jakoś szczególnie istotne. Można wręcz powiedzieć, że to drobnostki.
Opinia końcowa o perfumach Parfums de Marly Valaya Exclusif
Piękna i ciekawie zrobiona interpretacja klasyka. Dużo tu elementów nowych, ale jednocześnie zachowano klimat pierwowzoru. Ze względu na ociupinkę mniej szlachetną bazę ocena będzie o 0,5 niższa.