Trzy ostatnie ekstrakty tej marki już opisałem na blogu i były to opisy entuzjastyczne
W przypadku Une Nuit Nomade Chemin d’Amande nie będzie inaczej. To woń wyraźnie migdałowa, ale nie do końca taka, jak myślimy. Pamiętam, że moim pierwszym skojarzeniem po teście był migdałowy klasyk Lutensa – Rahat Loukhoum – gdzie migdał był z tonką, róża i heliotropem, i przypominał olejek do ciasta. Ten efekt jednak szybko uleciał. Okazało się, że Chemin d’Amande wytycza własną drogę, która doprowadza nas do wrażeń mniej typowo smakowitych, a bardziej zbożowych i drzewnych.
W drugim rzucie, po 5-10 minutach od aplikacji, kompozycja wchodzi w wątki chałwowe. Ilość słodyczy jest spora, ale nie jest to słodycz męcząca, ani agresywna. Jeśli jemy chałwę, to słodyczy towarzyszy pewna gorycz sezamu i tutaj też jest taki efekt. Myślę, że skojarzenia z kawą zbożową nie będę błędem. Jeszcze dalej pojawia się coś chlebowego i mącznego. I w tych nutach przypomina mi się Bois Farine od L’Artisan Parfumeur. Odchodzimy zatem od typowo-słodkiej migdałowości, jaka złudnie pojawia się na początku.
W kolejnych etapach migdał staje się migdałową mąką. Chemin d’Amande zyskuje drzewny, nieomal paczulowy twist, który wzbogacono niesłodką, piaskową wanilią. Pewną niedogodnością, złym tonem, jest dodanie ISO E Super, które jednak nie staje się pierwszoplanowe. Błyska też coś metalicznego. Trzeba być świadomym, że w bazie Jerome di Marino z pewnością użył wielu syntetyków, ale tego generalnie nie czuć. Kompozycja zachowuje styl i naturalność, co tylko potwierdza jej wartość.
Najgłębszy fundament jest wyraźnie tonkowy i nieco skórzany w stylu męskiej perfumerii. Przypomina nieco słodkie fougere i Van Cleef & Arpels Midnight in Paris, ale to samiutka końcówka.
Opinia końcowa o perfumach Une Nuit Nomade Chemin d’Amande
Czwarta pozycja i czwarta o wysokich walorach, choć moim faworytem wciąż pozostaje Estrella de la Manana.
Kampania perfum Chemin d’Amande
Wszystkie zdjęcie i informacje oficjalne pochodzą ze strony unenuitnomade.com