Markę Memo bardzo, bardzo lubię i wielokrotnie wystawiałem dla ich perfum oceny wysokie ekstremalnie.
W przypadku debiutujących oficjalnie w Polsce Memo Odeon nota nie będzie jednak jakaś wyjątkowa. Wynika to z tego, że kompozycja jest raczej prosta i nie ma większych walorów konstrukcji. Kiedy powąchalibyśmy ją w ciemno, to skojarzyłaby się bardziej z ulepno-różanymi wariacjami Montale, a nie wirtuozerią Memo.
Początek to naturalna, jędrna róża. Taka w pełnym rozkwicie. Ozdobiona dojrzałymi cytrusami. Jej jakość nie pozostawia wiele do życzenia. Jest zdecydowanie mocnym punktem całości. Dużo w jej otoczeniu słodyczy, ale w szlachetnej formie. Może nawet jest to podbite subtelnym orientem w formie dochodzącego do nosa woalu przypraw, kadzideł i drewna. Klimat tego początku żywo przypomina ekstrakt Une Nuit Nomade Jardins de Misfah. Jest pięknie!
Później jednak Odeon traci werwę i wpada w objęcia mocnych, bardziej syntetycznych nut, choć dalej złożonych w przyjemny sposób. I choć stylem może przypominać to klimat Montale/Mancera, to jednak czuć, że jakościowo to nieco półka wyższa. Problemem jest tylko to, że perfumy stają się monotematycznym miksem róży, wanilii, tonki z molekułami ambrowo-piżmowymi. I w tym jednym obrazie trwają na skórze do końca.
Opinia końcowa o perfumach Memo Odeon
To przyjemny zapach, choć do najlepszych kompozycji tej marki sporo mu brakuje. Przede wszystkim Odeon jest ukłonem w stronę mocnych, różano-cukrowych kompozycji, które zbudowano na ramie molekuł ambrowo-piżmowych. Nie ma w nim kunsztu Abu Dhabi czy Iberian Leather.