
Elegancja, zieleń, zrównoważenie…
Penhaligon’s The Cut podąża śladem nieco wcześniejszej premiery – Fortuitous Finley. Nie są to wonie podobne z perspektywy spisu nut, ale łączy je pewien zielony, brytyjski pierwiastek. The Cut jest nawet pod tym kątem oczko wyżej. To zapach bardziej formalny.
Spodoba się fanom Hermes H24 i wszelkiej, ambitnej zieleni w perfumach. Na początku czaruje kręcącą w nosie gałązką sosny wrzuconą do mojito. Później wchodzi już w szałwiowe brzmienia i nabiera maniery old money. W tym wszystkim nie jest woń przesadnie zmienna, ale absolutnie nie nazwałbym jej płaską. Zmienia się i iskrzy w rytmie rozwoju naturalnych składników. Z czasem pojawia się coraz więcej mokrego drewienka. Dalej z drewienka robi się drewno, aż nawet coś delikatnie puści strugę dymu. Oczywiście, cały czas nie wychodzimy z ram eleganckiej zieleni. Szałwiowa nuta bez przerwy gra na pierwszym planie i nie daje się strącić z piedestału.
Dopiero po godzinie lub dwóch pojawia się też akcent klasycznego, męskiego fougere. Nie jest on znaczny, ale dodaje kompozycji werwy. Może zaciekawić i z pewnością podnosi walory całości. Warto w tym miejscu powiedzieć, że The Cut nie ma tonów zwierzęcych, brudnych, kojarzących się negatywnie – jak działo się to w Sartorialu. Tutaj akord fougere jest zdecydowanie bardziej nowoczesny, stonowany i wtopiony w drzewno-zielony klimat całości.
Opinia końcowa o perfumach Penhaligon’s The Cut
Uważam, że to warty testów zapach w klimacie eleganckiej, drzewnej zieleni. Jest stonowany, nieco dostojny i na pewno bez tonów retro. Wpisuje się w styl marki i myślę, że może spodobać się wielu panom.

Kampania perfum The Cut




