
Potrzebowałem nieco więcej czasu, aby przemyśleć tę recenzję. Stąd właśnie spore opóźnienie względem daty premiery.
Na początku było rozczarowanie. Dior Homme Eau de Toilette 2020 wydał mi się nudną kpiną, która nijak ma się do jakości klasycznej, irysowej odsłony (i to zarówno tej z dawnych lat, jak i tej ostatniej). Co więcej, Francois Demachy całkowicie zrezygnował z koronnej ingrediencji i irysa już tu nie poczujemy. Jest za to sporo drewienek. Syntetycznych i naturalnych.
W fizyce mamy (w sensie dążymy do jej odkrycia) coś takiego jak teoria wielkiej unifikacji – teoria wszystkiego. Jej odkrycie ma sprawić, że wytłumaczymy i przewidzimy wszystko – i nie będzie potrzeby używania setek innych teorii (a w fizyce jest ich bardzo dużo).

Z perfumami męskimi dzieje się podobnie. Obecnie już nie mamy wielu różnych rodzin zapachowych, ale wszystko dąży do trzech jąder – trzech grup, o których wielokrotnie mówiłem (ulepne słodziaki, świeże sporciaki, zakurzone drewniaki). Jeśli coś znajduje się daleko od jądra, to należy do uciąć, ponieważ nie spodoba się wszystkim, a co za tym idzie nie zarobi pieniędzy. Problem polega na tym, że „odległość” od jądra nie świadczy o jakości perfum, a tylko o ich oryginalności i wyjątkowości.
Piszę o tym, ponieważ dawny Homme (a zwłaszcza Homme Parfum) był zbyt wyjątkowy i musiał zostać „obcięty”. Jego miejsce zajął Dior Homme Eau de Toilette 2020, który jest bardzo blisko jądra o nazwie „drewniaki”. Natomiast po bardzo długich testach nie mogę powiedzieć, że to są perfumy niskiej jakości. Wręcz przeciwnie – ułożenie składników i ich gra są na dość przyzwoitym poziomie. Owszem, prezentują się nudnie i nie wywołują olśnienia zapachowego, ale nie doświadczam tu tragedii.

Przechodząc do szczegółów, zaskoczył mnie akord kadzidlano-żywiczny o mocy znacznie mniejszej niż w początkowej fazie Dior Sauvage Parfum. Obstawiam, że to te same składniki, ale w Homme użyte w znacznie niższym stężeniu. Fundamenty kompozycji są drzewne i do bólu klasyczne – paczula, wetiwer, cedr plus dużo chemicznych utrwalaczy. Jest to nużące, ale z technicznego punktu widzenie docenić należy fakt, że nie razi taniością, jak często się zdarza wśród perfum luksusowych. Co więcej, Francois Demachy zręcznie ukrył kurz, a wyeksponował pewne frakcje, które brzmią naturalniej. Stąd minimalne tony zielone, jakieś pojedyncze drzazgi wbite w garnitur. W tej atmosferze nawet Iso E Super brzmi ciekawie. Nie ma tu ekstrawagancji, ale jest rzetelność.
Produkt ma mniejszą moc i trwałość niż poprzednia odsłona EdT – ale to cecha, nie wada.
Opinia końcowa o Dior Homme Eau de Toilette 2020
Posługują się stereotypami mógłbym powiedzieć, że to takie perfumy w niemieckiej jakości. Natomiast w tej kategorii jest sporo kompozycji po prostu lepszych, np. Mont Blanc Explorer.

Kampania zapachu Dior Homme EdT 2020




