Z siłą lodołamacza Lancome rozbija kolejne lody na wodach światowego rynku perfum. Obok La Nuit Tresor Musc Diamant, gwiazdą tego sezonu jest też kolejna limitowana edycja absolutnego numeru jeden – LVEB.
Nowa, różana wersja to La Vie Est Belle en Rose. Oprócz akordu tytułowego wiele miejsce miejsca poświęcono weń czerwonym owocom i kwiatom.
I w zasadzie nie ma potrzeby pisania jakichś długich elaboratów. To z powodu, że perfumy są bardzo proste, słabe i chemiczne.
Początek jeszcze w pewnym stopniu nawiązuje do La Vie Est Belle Eau de Parfum, lecz z czasem kompozycja traci te walory. Robi się słodka, zakurzona i zionie taniością. Trochę wygląda to tak, jakbyśmy przysypali klasyka tonami zmielonych, plastikowych róż i jakąś mieszanką pudru i słodzików.
Przez sekundy róża przyjmuje postać konfiturową, może nieco bardziej naturalną, ale generalnie to płacz i zgrzytanie zębów. Od początku do końca, Lancome La Vie Est Belle en Rose wygląda jak biedny krewny w bogatej i w większości pięknej rodzinie. W przeciwieństwie do jej członków, tutaj zabrakło iskry oryginalności i jakości.
Opinia końcowa o Lancome La Vie Est Belle en Rose
Moja opinia o pierwowzorze jest bardzo pozytywna. Wiele z wariacji również się wyróżniało, lecz en Rose do nich nie należy. To po prostu próba odcięcia kuponów od sławy wielkiego klasyka.
Kampania Le Vie Est Belle en Rose
Dla potrzeb premiery odświeżono reklamę z Julią Roberts w roli głównej. Wykorzystano również wielki przebój Rihanny – Diamonds… Krótki film robi duże wrażenie.