Lubię tę markę, a niektóre z jej premier uważam za bardzo oryginalne i odważne.
Michael Kors Wonderlust Sublime jednak do nich nie należy. Przyznam, że nawet nie mam wielkiej ochoty się nad nimi rozwodzić. Używałem ich przez trzy dni w ilościach globalnych i dwa dni poświęcając im tylko nadgarstki. I dalej nie rozumiem, jakim cudem ludzie mówią, że to są perfumy goździkowe. Goździkowe (w sensie kwiatu) to jest dla mnie Nina Ricci L’Air du Temps czy L’Artisan Oeillet Sauvage, że nie powiem o koronnym zapachu z Capri.
Wonderlust Sublime to nie są perfumy goździkowe. To aromat bezpiecznych, chemicznych kwiatów z wyraźnym akcentem na białe kwiecie: jakieś syntetyczne jaśminy, gardenie, tuberozy, neroli itd. Piszę „syntetyczne”, ponieważ nie czuję tu żadnego akcentu, który charakteryzuje naturalne składniki. Nie ma ani zwierzęcości jaśminu, ani opon tuberozy, ani nawet lekko duszącego tonu gardenii. Nie ma nawet strzępek nawiązań do oryginalnych ingrediencji. Akord główny tej kompozycji to wtórna nijakość. Znacznie lepiej wyglądało to w klasycznych Wonderlust EdP.
Elementem, który ratuje te perfumy przed totalną tragedią jest nieco ciepłych, kremowych tonów. Niestety, nawet one mają chemiczny wydźwięk i są kopią setek, tysięcy innych baz damskich perfum XXI wieku. Ścisły fundament wpada w klasyczne objęcia piżmowo-ambrowe jak w perfumach za 50 złotych.
Opinia końcowa o perfumach Michael Kors Wonderlust Sublime
Trudno nawet podsumować tę premierę, ponieważ to kopia kopii klonu. Najważniejszym zarzutem jest jednak niska jakość całości.
Kampania perfum Wonderlust Sublime
Ambasadorką perfum została Gigi Hadid.