Bardzo dobre perfumy!
A Drop d’Issey Miyake to przepiękna interpretacja zielonych kwiatów. Nie znajdziemy tu jednak kwitnących bzów (anonsowanych jako nuta-klucz) w formie lekkiej i typowo wiosennej, ponieważ kompozycja jest bardziej złożona i nie ma w niej wątku dominującego.
Poznamy tu na pewno nawiązania do A Scent by Issey Miyake (szukałem na blogu ich recenzji, bo byłem pewien, że o nich pisałem – a jednak okazało się, że nie pisałem). Podobieństwa są na tyle wyraźne, że podczas pierwszego testu byłem pewien, że tutaj też jest galbanum i hiacynt. Chodzi o to, że zieleń w A Drop d’Issey Miyake jest ambitna: chłodna, mokra, niesłodka, raczej jak oszronione liście tulipanów, a nie jak świeżo ścięta trawa. Zresztą kto kojarzy perfumy z galbanum, ten wie, o czym mówimy.
Do tego ładunku zieleni mamy doczepiony piękne akordy kwiatowe – po raz kolejny chłodne, raczej eleganckie, ale też z wielką dozą naturalności. Podoba mi się znacząca zmienność ich formy. Na początku pachną faktycznie jakby ktoś wniósł do domu wielki bukiet niemal zmrożonego kwiecia. Z czasem akord kwiatowy zyskuje ciepło, ale nigdy nie wchodzimy w obszary kwiatów słodkich, ulepnych, zwierzęcych, gorących czy kremowych. Raczej wszystko trzyma się w stylu Estee Lauder Pleasures lub Lorenzo Villoresi Iperborea.
Trzecim wątkiem A Drop d’Issey Miyake jest akord migdałowego pudru. I znowu napiszę, że jego spektrum obejmuje różne temperatury: od mrozu po przyjemne ciepło. Wnosi pewien, ale nieduży ładunek słodyczy. Absolutnie jednak nie wchodzimy w klimaty smakowite. Nawet się do nich nie zbliżamy.
Warto podkreślić, że te wszystkie wrażenie nie występuję jedno po drugim (w cyklu „głowa-serce-baza”). Nosząc te perfumy przez jeden dzień zauważymy aspekty z jednego akordu, a być może dopiero na drugi dzień z innej frakcji. Co więcej, akord bazowy jest jakby nieobecny. Być może to powoduje dość niską trwałość kompozycji, ale jednocześnie sprawia, że całość odbieramy jak perfumy wysokich lotów. Doceniam, że Issey Miyake nie funduje nam tragedii chemicznych utrwalaczy w bazie, choć są oficjalnie deklarowane w składzie.
W zasadzie można się tu dopatrzeć gry piżma, ale w formie naprawdę przemyślanej – takiej, która dopełnia i podkręca inne składniki. To takie podejście do piżma, jakie w swojej pierwszej kolekcji pokazała Sylvaine Delacourte. I to piżmo nie jest bazą, a raczej kręci się na dalszym planie od wczesnych partii.
Opinia końcowa o perfumach Issey Miyake A Drop d’Issey Miyake
Bardzo udana premiera. W końcu coś nowego, a przy tym wykonanego z niesamowitą dbałością o detale. Czuję tu czas i talent, który Ane Ayo poświęciła w laboratorium na kreację tej kompozycji. Co więcej, jestem prawie pewien, że większość składników ma tu pochodzenie syntetyczne, ale ich gra jest na kosmicznym poziomie, co tylko potwierdza wartość tych perfum.