Jesień już niemal dotarła do Polski, więc czas rozpocząć sezon zimowych nowości
Na początek jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku – Burberry Goddess Eau de Parfum, czyli odpowiedź brytyjskiej marki na szalenie popularne kompozycje lawendowe – Mon Guerlain i YSL Libre. Podkreślę jednak, że absolutnie nie jest to kopia lub zapach bezpośrednio do nich nawiązujący. Z tego tytułu wielkie brawa dla Amandine Clerc Marie – perfumiarz stojącej za produktem – za próbę wyznaczenia własnej ścieżki.
Jednocześnie start nie jest zniewalający. Powiedziałbym raczej, że jest bezpieczny, owocowo-kwiatowy z cieniem budyniowym i subtelnym wątkiem migdała. Zakładam, że dla wielu osób wadą będzie mainstreamowy, ulepny wręcz charakter tego początku, ale z czasem Goddess nabiera werwy. Wanilia wchodzi w obszary paprociowe-fougere i kojarzy się z męskimi propozycjami budowanymi na wzór Le Male. I o ile wczesny rozwój kompozycji bardziej zmierzał w stronę klimatu Mon Guerlain, to z czasem przechyla się to w stronę Libre i czegoś uniseksowego.
Formalnie w spisie nut nie mamy białych kwiatów, lecz to wrażenie pozostaje wyraźne. To kwiaty słoneczne, ale chłodne, jak olejek do opalania rozsmarowany w wietrzny dzień nad Bałtykiem.
Jeśli chodzi zaś o samą wanilię, to z obszarów przyjemnie słodkich i nieomal smakowitych, i później a’la męsko-paprociowych, zmierzamy w kierunku wanilii z proszku do pieczenia. Ten etap perfum Burberry Goddess Eau de Parfum podoba mi się najmniej. Do kategorii minusów zaliczam też samą bazę, która została pokryta białymi piżmami i syntetykami drzewnymi. W tym miejscu przypomniała mi się kompozycja Annick Menardo – Eau d’Italie Morn to Dusk z jej tanią, syntetyczną, zwietrzałą wanilią, która na początku też była pełna i słodziutka. Co więcej, w końcówce Goddess znajdziemy też elementy przykurzone rodem z męskich pachnideł waniliowych (słodziaki-ulepiaki). Na szczęście, nie jest to efekt dominujący i dyskwalifikujący – stąd finalnie wysoka ocena.
Opinia końcowa o perfumach Burberry Goddess Eau de Parfum
W kategorii perfum waniliowych to na pewno premiera, którą będzie można zapamiętać. Warto poświęcić jej więcej czasu, ponieważ przelotne testy w perfumerii, kiedy czujemy tylko początek, są zwodnicze. To perfumy zmienne i żyjące, choć nie łamią schematów. Jednocześnie nie są prostą kopią tego, co już na rynku jest lub było.