Od razu wspomnę, że nie znam lub nie pamiętam wersji klasycznej
Odsłona „intensywna” – Micallef Desir Toxic L’Intense – jest jednak bardzo dobra. To klasyczne, męskie perfumy oparte na pomyśle, który w taniej wersji znalazłem w Versace Eros, a w droższej w wielu nowszych pozycja Roja Parfums (np. Apex). Pozycja Micallef ma jednak wiele zalet i w mojej ocenie w swojej kategorii plasuje się blisko szczytu. Po pierwsze, to woń bez retro tonów rodem z lat 80 (co zdarzało się u Roja). Nie pachnie tanio, choć łączy aromat słodyczy i drzewności. Zresztą gdybyśmy mieli usadowić ten produkt na półkach mainstreamu, to wylądowałby właśnie gdzieś koło Erosa. Jego jakość jest jednak bez porównania wyższa.
Słodycz przeszyta jest od początku dużą ilością przypraw, drzazgami i mchem. Przez moment jest tu też klimat barberskiego fougere, lecz to detal. Pojawiają się tony leśnej zieleni. Czasami wchodzi na scenę skondensowany akord słodkich przypraw, który ma rodowód w męskich „słodziakach-ulepiakach”, ale tutaj jest wyciągnięty w obszar niebywale szlachetny. Czuć jakość składników. Mech łączy się świetnie z akordem konopnym i słodką, nieco likierową miętą.
Myślę, że gdyby Desir Toxic L’Intense stanęły na półkach mainstreamu, to zrobiłyby furorę (oczywiście gdyby nie cena). Z czasem pojawia się w nich element trochę męsko-mydlany, może nawet jak pianka do golenia. Natomiast w każdej sekundzie ich brzmienie jest na wysokim poziomie. Nic tu nie pachnie tanio, choć oryginalność kompozycji nie jest duża. To klasyka, lecz w bardzo dobrym wydaniu.
Drzewna, gorzko-słodka baza zawiera elementy jakby zasuszonego, sproszkowanego mchu wymieszanego z wytrawnymi przyprawami i drewnem. Jest naprawdę bardzo dobra. Trochę mamy tutaj też paczuli a’la Amen.
Opinia końcowa o perfumach Micallef Desir Toxic L’Intense
Nie jest to na pewno rewolucja, ale świetna interpretacja klasycznych, męskich nut drzewno-przyprawowych.