Marka Mont Blanc wzbogaciła się o nową, niszową linię, więc w najbliższym czasie poświęcę jej trochę czasu
Dzisiaj o perfumach Mont Blanc Black Maisterstuck, czyli zapachu bazującym na nucie kadzidła frankońskiego. Mówiąc w skrócie, napisałbym, że to uboższy krewny Versace Encens Supreme. Absolutnie nie znaczy to, że propozycja Mont Blanc jest słaba, bo tak nie jest. Po prostu czuć, że te dwa dzieła Jordi Fernandeza powstały na różnym budżecie.
W Black Meisterstuck poczujemy, oczywiście oprócz olibanum, dużo nut molekułowych współczesnej, sieciowej perfumerii. Już od samego początku czuć wykończenie ambrowo-drzewne, a to sprawia, że kompozycja Mont Blanc może kojarzyć się w pewnym stopniu z Dior Sauvage Parfum i jego elektroniczną wersją kadzidła. Może kojarzyć się też z dawnymi drewniakami Gucci – Pour Homme i Envy. Jestem niemal pewien, że w kompozycji dodano trochę Akigalawood.
Z czasem pojawia się też pewien ładunek męskiej zieleni, który z kolei nawiązywać może do Lalique Encre Noire.
Cechą kompozycji jest też to, że akord kadzidlany nie zmienia się zanadto sam w sobie. To kadzidło cały czas porusza się w wąskich ramach, więc jeśli komuś przypadnie do gustu start, to powinien być też zadowolony z mety.
Pozwolę sobie na jeszcze jedną drobną uwagę – w Mont Blanc Black Meisterstuck nie czuć taniości w bazie. Udział chemicznych utrwalaczy został węchowo ukryty i nawet w późnym fundamencie wciąż powinniśmy czuć, że to perfumy kadzidlane, a nie jakiś molekułowy koszmarek.
Opinia końcowa o perfumach Mont Blanc Black Meisterstuck
W kategorii perfum kadzidlanych to kompozycja warta testów, ale nie sądzę, żeby stała się klasykiem. Nie jest to trzęsienie ziemi na miarę kadzidła Versace.