Najnowsza odsłona tych perfum robi duże wrażenie
To nie jest kolejny, łatwy, białokwiatowy zapaszek. Nie jest też podobny do Bloom Intense. Gucci Bloom Parfum to upojne, gęste kwiaty, które pachną bardzo współcześnie. Zdaje się jednak, że dodano do nich kropelkę czegoś w stylu Estee Lauder Youth Dew i Dior Poison. Podobne podejście do kreacji odkryłem w Dior J’adore Infinissime. To znaczy, że absolutnie nie są to perfumy retro, ale ta kropla akordu dawnych lat dodaje im niesamowitej głębi i siły wyrazu.
W przypadku Gucci Bloom Parfum mamy z jednej strony podbicie balsamiczne, ambrowo-przyprawowe i orientalne. To pół kropli tego retrowątku. Drugą połówkę stanowi ciepły, pełny bukiet kwiatowy, trochę jadowity, trochę przytłaczający, taki jaki niegdyś Poison. Podkreślam jednak, że to jedna kropelka w całym flakonie perfum. Te wrażenia nie definiują zapachu jako całości. Dodają mu tylko ikry.
Kompozycja jest bardzo ciepła. Otulająca. Bardzo rzadko używam tego określenia, ale w tym wypadku ono naprawdę pasuje. To trochę tak jakbyśmy ubrali się w miękki, pluszowy kokon zasuszonych białych kwiatów. Według mnie kwiaty w tych perfumach nie są żywe. To płatki zasuszone w starej książce lub kruszący się bukiet, który stoi na toaletce od lat. Możemy wyczuć tu charakterystyczną woń wiekowego papieru. Skojarzenie to na wytłumaczenie naukowe, ponieważ z żółceniem papieru następuje synteza prawdziwej waniliny w książkach. Dlatego egzemplarze sprzed wielu lat mają słodki aromat. Jeśli zaś chodzi o toaletkę, to w Bloom Parfum mamy delikatne akordy pudrowo-słodkie, kosmetyczne.
Sama słodycz jest tutaj nieoczywista. Nie jest bowiem gourmandowa. Nie jest typowo słodka. To właśnie takie ciepły cukier kwiatowy, który paruje w gorący dzień. Nie jest to karmel, ani toffi, ani żadne rzeczy jadalne. Jest w nim za to pewna drzewność. I tym sposobem znowu dochodzę do skojarzeń książkowych i pudrowych. W tym czasie z akordu kwiatowego wyłania się na front coś jak heliotrop i kwiat pomarańczy (nie są deklarowane w oficjalnym spisie nut). Pachnie trochę jak Gucci Eau de Parfum, trochę jak Neroli Blanc Intense. I właśnie kwiat pomarańczy na podbiciu wanilii i pudrowego heliotropu zdaje się głównym donorem słodyczy.
Czasami zapach ten kojarzy mi się też z rozgrzanym ogrodem zaraz po zmroku. Kiedy ciepłe płatki emanują jeszcze potęgą olejków, ale powietrze już delikatnie się ochładza.
Te wszystkie wrażenia trwają przez 4-5 godzin. Później dzieje się gorzej.
Kwiaty przybierają bardziej świeżą, masową i nowoczesną formę. Są nieco metaliczne, mało naturalne, molekułowe. Wanilia traci swój wartościowy twist i staje się zleżałym cukrem wanilinowym. W tej końcówce to robi się po prostu dramat. Natomiast ona nie trwa jakoś bardzo długo. 4-5 godzin mamy wysokiego poziomu i tylko 2-3 niskiego.
Opinia końcowa o perfumach Gucci Bloom Parfum
Uważam, że to bardzo ciekawa premiera, choć raczej jesienno-zimowa. Aczkolwiek przy oszczędnym używaniu wierzę, że Gucci Bloom Parfum są w stanie sprawiać przyjemność i latem (może poza upałami).