Nowy „Igrek” idzie w parze z Black Opium Intense w kierunku sławy, pieniędzy i zdobycia nosów na całym świecie
Yves Saint Laurent Y EdP to zapach bez porównania ciekawszy od klasycznej wersji Eau de Toilette. Początek ma jednak równie tragiczny. Z tego powodu, podczas testów w perfumerii można zbyt szybko skreślić tę kompozycję.
Chodzi o to, że zapach start ma na poziomie 0-1/10. Po prostu jest to dramat. Kojarzy się z niższą półką sportową, świeżo i od razu rzuca w nos tonami syntetyków i piżm w najgorszej odsłonie. To z kolei wrażenie jest zasługą jakichś ziół i geranium, które od wstępu potęgują taniość utrwalaczy.
Później Y Eau de Parfum skręca w stronę „sportowości” w lepszym wydaniu i może kojarzyć się pachnidłami w stylu L’Eau d’Issey Pour Homme Sport (złożenie cedru, wetiweru, cytrusów w rytmie „sport”). I to już nie jest duża wada, a po prostu cecha kompozycji zapachowej. Potworna taniość umyka, a jej miejsce zastępuje przewidywalna nijakość.
W trzeciej odsłonie perfumy zyskują trochę drzewności, a w tym samym czasie poziom syntetyków znowu spada. Klimat pozostaje ciągle bezpieczny. Dopiero w czwartej, ostatniej fazie Yves Saint Laurent Y EdP zwyżkuje, co samo w sobie zasługuje na brawa, ponieważ trzymające jakieś standardy bazy współczesnych zapachów to rzadkość.
Przechodząc jednak do sedna… Yves Saint Laurent serwuje nam odrobinę słodyczy, cień żywiczności, a wszystko przy ograniczonej widoczności wstrętnych utrwalaczy. Co prawda, są one tam wyczuwalne, lecz porównując ze średnią z półek sklepowych – jest dobrze. Słychać też w bazie coś metaliczno-nowoczesnego.
Opinia końcowa o YSL Y Eau de Parfum
Są to bardzo przeciętne, szare perfumy, lecz wykonane w sposób rzetelny. Zmieniają się na skórze. Nie wpadają w obszary podróbek za 10 złotych.
Kampania Yves Saint Laurent Y EdP
Mocnym wsparciem sprzedaży Y będzie zapewne Adam Levine. Gwiazda młodego pokolenia ponoć czyni hitem wszystko, czego dotknie. 😉