Dzisiaj pora na kolejnego flankera
Lancome Idole Now to kompozycja niezbyt mocno zakotwiczona w klimacie rodziny. I dziwią mnie opinie mówiące o tym, że to kopia klasyka (Lancome Idole Eau de Parfum) lub którejś z następnych odsłon. Być może wynika to z bardzo pobieżnych ocen, kiedy wrażenie wizualne dominują nad węchowymi i siła sugestii zwycięża.
W praktyce Idole Now rozpoczyna się słodką, landrynkową różą z paczulą i czymś a’la porzeczkowym. Z tym, że akord ten znacznie bardziej przypomina Armani Si niż np. Lovely (co miało miejsce w przypadku poprzedników). Jest słodko. Momentami poziom cukru może zwalić z nóg, a efekt ten potęguje dość chemiczno-cukierkowy obraz róży.
Drugi rzut zapachów to salicylanowe kwiaty (wyobrażenie woni orchidei). Jest tu odrobina akordu solarno-olejkowego i słonego. Całość ma jednak rozcieńczony charakter, ale gra na skórze idzie do przodu. Nie jest to obszar jakiejś porażki.
Trzeci akt jest najciekawszy. Na pewno nie jest waniliowy, jak mówi spis nut. To akord, który znalazłem w perfumach Ormonde Jayne Byzance, i który lubię nazywać nutą rozgrzanego żelazka na dopiero co wysuszonym praniu. Pachnie metalicznie, gorąco, czuć molekuły kwiatowe i inne pozostałości proszku i płynu do płukania, jest też coś parnego. Posunąłbym się do stwierdzenie dalekiego echa perfum Ariana Grande Cloud (i jeszcze dalszego BR540).
Opinia końcowa o perfumach Lancome Idole Now
Żadna z poprzednich edycji Lancome Idole nie pachniała w tej konwencji, więc brawa dla twórców za pokazanie czegoś nowego w ramach rodziny. Generalnie jednak zapach ten nie przedstawia żadnej nowej drogi – jest wypadkową kilku nurtów kobiecej perfumerii.