Na tę nowość poświęciłem ostatnio najwięcej czasu
Wynikło to z tego, że pierwsze testy wypadły bardzo źle. To znaczy, że łatwo przypisać te perfumy do grupy drzewnych kadzidlaków. Rodzina ta powstała na kanwie Black Cashmere autorstwa Rodrigo Flores Rouxa, a późnij należały do niej liczne kompozycje Comme des Garcons, Nasomatto, Embers czy bardzo liczne premiery Toma Forda. Jeśli założymy, że najlepszym przedstawicielem w portfolio tej marki jest/była Sahara Noir, to zapach Tom Ford Bois Pacifique jest pozycją najgorszą. Gdzieś pomiędzy mamy inne pozycje: Myrrhe Mystere, Ebene Fume, Black Lacquer itd…
Po pierwsze, jest to zapach, który żywiczne i naturalne otwarciu utrzymuje przez krótki czas. Szybko traci moc i wpada w objęcia utrwalaczy, które zaczynają grać solowo. Wartościowe składniki, a czuć, że takie są w formule Bois Pacifique, po prostu nie mają siły się wybić.
Po drugie, wejście w te syntetyczno-koszmarkowe nuty powoduje, że kompozycja jest po prostu śmiesznie płaska i nijaka na tle konkurencji w ramach marki Tom Ford. Że o innych firmach już nie wspomnę. Zamiast cedru, drewna sandałowego i dębu czuję tutaj substytuty. Taka sama sytuacja miała miejsce w opisywanym ostatnio D’Orsay Incense Crush. Różnica jest taka, że tam były świetne składniki zalane tonami ISO E Super i Cashmeranu, a tutaj składniki nieco gorsze, ale przykryto je nie aż tak brutalnie jak w D’Orsay.
I Bois Pacifique po bardzo udanym otwarciu pachnie sobie tak chemicznie z cieniem kadzidła. Nie ma mowy o jakiejś wspaniałej grze składników.
Opinia końcowa o perfumach Tom Ford Bois Pacifique
W kategorii perfum kadzidlano-drewnianych jest to najsłabszy ze wszystkich zapachów Toma Forda. Trudno płakać, bo w tej grupie jest tak wiele dobrych i świetnych pozycji, że Bois Pacifique nie niczego nie zmieni.